Logowanie






Nie pamiętam hasła

Ostatnie felietony

Odtwarzanie turniejów i ćwiczeń wojennych dzisiaj

images/stories/konno_w_boju/1.jpgOdtwórstwo wydarzeń historycznych ma długą historię - dłuższą niż historia turniejów! Znamy dziś zapisy kronikarskie ...
Read More ...

Memento Mori [CZ. 1]

Czyli jak dobrze "polec na polu chwały" Nikt chyba nie zaprzeczy, że wojnie towarzyszy nieodłącznie śmierć. Większość zgodzi się zapewne również z...
Read More ...

Nawet gęby mają niemieckie...

Po co chodzimy na rekonstrukcje historyczne? "Nawet gęby mają niemieckie" – z takim określeniem "podchmielonego" widza spotkałem się sweg...
Read More ...

Żołnierze, aktorzy i odtwórcy [CZ. 2]

Zapraszamy na drugą część artykułu Jonah'a Begone opisującego związek serialu "Kompania Braci" z rekonstrukcją historyczną. W tej części autor analizu...
Read More ...

Żołnierze, aktorzy i odtwórcy [CZ. 1]

Zapraszamy do lektury pierwszej części artykułu Jonah'a Begone, snującego rozważania o granicach między aktorstwem, odtwórstwem a byciem prawdziwym żo...
Read More ...

Najnowsze ogłoszenia

Kanały RSS

Wyświetl nasze newsy u siebie!
RSS 1.0
RSS 2.0
Żołnierze, aktorzy i odtwórcy [CZ. 1]
Oceny: / 0
KiepskiBardzo dobry 
Wpisał: Jonah Begone   
17.09.2007.

Kompania BraciZapraszamy do lektury pierwszej części artykułu Jonah'a Begone, snującego rozważania o granicach między aktorstwem, odtwórstwem a byciem prawdziwym żołnierzem.

Jakie są związki "Kompanii Braci" z rekonstrukcją historyczną...

Ostatnio oglądałem mini serial HBO z 2001 roku pt. "Kompania Braci". Kolega mojego syna kupił zestaw na siedmiu płytach DVD, który prócz dziesięciu odcinków serialu zawiera także dodatkowe materiały, takie jak zwykle spotyka się w tego typu wydaniach. Jest to bardzo niecodzienna produkcja i dokładnie tak dobra, jak wszyscy twierdzą. Właściwie sądzę, że jest to najlepszy film wojenny jaki kiedykolwiek widziałem! Scenariusz, intryga, aktorzy, tempo i rozwój bohaterów, a wszystko to służące popychaniu historii naprzód – serial posiada właściwe podstawy. Wspaniałe są zdjęcia, efekty specjalne, tło muzyczne oraz dźwięk w systemie DTS. Jednak to co wznosi tą produkcję na wyżyny, to komentarz prawdziwych weteranów, o których mówi ta historia. Po prostu nie mogę sobie wyobrazić bardziej wciągającego sposobu przedstawienia losów spadochroniarzy II Wojny Światowej w Europie. Wiem że rekonstruktorzy lubią "Szeregowca Ryan'a" - serial jest jednak bardziej autentyczny, gdyż aktorzy byli dopierani do odgrywanych ról głównie ze względu na podobieństwo do prawdziwych żołnierzy. Zdumiewające jest, że często można odgadnąć, który aktor w filmie odpowiada weteranowi we fragmentach z komentarzami!

To co szczególne interesuje mnie oraz rekonstruktorów, to krótki film fabularny pt. "Filmowe wspomnienia Ron'a Livingston'a". HBO wysłało czterdziestu aktorów posiadających role mówione na dziesięciodniowy obóz szkoleniowy, aby zasmakowali kultury wojskowej, szczególnie tej z IIWŚ. Ron Livingston jako aktor grających jedną z głównych ról, dostał od HBO zadanie kręcenia filmu w czasie tych przygotowań. Szkolenie zostało poprowadzone przez żołnierza USMC w stanie spoczynku, kapitana Dale'a Dye i innych posiadających wojskowe doświadczenie (najwyraźniej nie byli oni zachwyceni pomysłem filmowania w czasie trwania obozu szkoleniowego). Aktorom polecono zwracać się do siebie używając nie prawdziwych imion, lecz bohaterów w których mieli się wcielić. Oficerowie byli traktowani tak jak oficerowie i dostawali role dowódcze, a poborowi byli traktowani jako takowi, oczekiwano od nich także wykonywania poleceń oficerów. Unikano nowoczesnego języka. Jeśli to brzmi dla rekonstruktorów jak to co my nazywamy "wrażeniem w pierwszej osobie", to tak dokładnie było.

Dla łatwiejszego osiągnięcia filmie owego przekonywającego wrażenia pierwszej osoby, aktorzy mieli dwie zasadnicze zalety, których nie posiadamy my – rekonstruktorzy Wojny Secesyjnej. Po pierwsze: są wprawnymi aktorami, którzy robią kariery na wydobywaniu we właściwy sposób postaci i jej osobowości. Po drugie: nierzadko mieli oni możliwość spotkać ludzi, których odgrywają i zadać im np. pytanie w stylu: "Co czułeś skacząc nad Normandią w D-Day?" Niektórzy kończąc oglądać "Kompanię Braci" nie mogą oprzeć się wrażeniu, że faktycznie spotkali majora Dick'a Winters'a, sierżanta Carwood'a Lipton'a, sierżanta "Dzikiego Bill'a" Guarnere i pozostałych z Easy Company. Albo z drugiej strony wrażenie, że gdy któregoś dnia spotkasz "autentyk", nie będzie żadnych wielkich niespodzianek.

Kompania BraciTak przy okazji, niech żaden z Was nie upiera się, że gra aktorska i odtwórstwo historyczne są pojęciami jednoznacznymi, bo wtedy pokażę na pamiątkowych nagraniach naprawdę strasznie odegrane sceny z odtwarzanych bitew. Na przykład taką, na której Rada Wojenna generała Meade pod Gettysburgiem jest zagrana sztucznie i drewniano, z nie przekonywającym tempem i mową ciała.

Jak prawdziwa jest "Kompania Braci"? Naprawdę nie mam pojęcia, ponieważ wiem niewiele o wyposażeniu i umundurowaniu II Wojny Światowej, a moja wiedza o obyczajach i sposobie mówienia lat 40-tych pochodzi z filmów z epoki – raczej mało wiarygodnego źródła. Czytałem gdzieś w Internecie, że major Dick Winters nie zgadzał się z ilością słów na "k" użytych w filmie, co jest dla mnie pewnym zaskoczeniem. Biorąc pod uwagę przez co przeszła Kompania E, spodziewałem się ciągłego strumienia wulgaryzmów (czy my przeklinamy za dużo, czy za mało w naszych rekonstrukcjach?). Niezależnie od poziomu autentyczności, tak jak w powieści Stephen'a Crane'a "The Red Badge of Courage", "Kompania Braci" brzmi prawdziwie jeśli chodzi o przedstawienie ludzi w walce, a także uhonorowania ich.

Wrażenie jakie ma widz oglądający starcia w "Kompanii Braci", to stuprocentowa szczerość obrazu, ale to jak najbardziej zamierzony efekt. Producenci zadecydowali, że chcą obrazu sugerującego zdjęcia z epoki, a momentami także wzmocnionej rzeczywistości (oszałamiające tło dźwiękowe dzięki wielokanałowemu DTS jest szczególnie sugestywne). Kolory są często nienasycone, a obraz nierówny i w pewien sposób ziarnisty. Momentami montaż jest chaotyczny i trudny do śledzenia, co sugeruje zagmatwane myśli piechociarza pod ostrzałem. Tego typu artyzm filmowy to same plusy dla tej produkcji. Winslow Homer z całą pewnością nie jest tak wiernym kronikarzem Wojny Secesyjnej jak dagerotyp, ale człowiek często wyczuwa ogólne wrażenie z jego zręcznych pociągnięć pędzla, które nie zawsze można osiągnąć oglądając obrazy o ostrości niczym brzytwa. To właśnie cegiełka, którą prawdziwa sztuka może dołożyć do obrazowania historii.

Jedna rzecz jednak była drażniąca w całym tym przedsięwzięciu obozu szkoleniowego dla aktorów. W niektórych fragmentach opowiadającego o nim filmu fabularnego próbuje się wmówić widzom, że aktorzy stali się żołnierzami. Mało tego – elitarnymi spadochroniarzami! Ciekawe czy którzykolwiek z aktorów myśleli o sobie w ten sposób (ponieważ spotkali prawdziwych weteranów, szczerze w to wątpię). My rekonstruktorzy mamy często tą samą fałszywą dumę, że udawanie żołnierza przez weekend w nawet męczącej imprezie "bojowej", czy nawet całe sezony sprawia, że stajemy się żołnierzami. Przypominam sobie jak czytałem kiedyś szczególnie mdły opis takiej weekendowej imprezy, w której sugerowano, że rekonstruktorzy biorący w niej udział stworzyli prawdziwą armię. Proszę...

Kompania BraciPowstaje więc pytanie, kiedy człowiek zmienia się z cywila w wojskowego? Czy to może stać się przez czas weekendowej imprezy historycznej? Po dziesięciodniowym obozie szkoleniowym? Ja wiem że przeuroczy przedstawiciele US Marine Corps – moi podoficerowie – zwracali się do mnie "rekrucie" aż do końca trzynastego tygodnia szkolenia, w jakim uczestniczyłem w końcówce 1974 roku, a dopiero potem nazywali mnie Marine. Pomyślałem "oni powinni wiedzieć" i przyjąłem ten tytuł.

Jednak miałem poczucie, że oszukuję sam siebie, że nie jestem prawdziwym Marine, dopóki nie spędzę więcej czasu w służbie i nie zrobię czegoś więcej. Cztery lata późnej jako sierżant stwierdziłem, że nie jestem prawdziwym Marine, dopóki nie zobaczę walki. Koniec końców, nie dostałem Czerwonego Orderu Odwagi (używając terminologii Wojny Secesyjnej) i nie wykazałem się. Ale nawet jeśli - ile czasu w walce trzeba?

"Kompania Braci" uświadamia, że nie wszyscy weterani są identyczni w usposobieniu. W filmie jeden ze spadochroniarzy wraca ze szpitala po lądowaniu w Normandii i nieudanym szturmie w operacji Market Garden. Zgadza się – przeszedł udane szkolenie w szkole spadochronowej, zanurkował z samolotu w czasie D-Day i był pod ogniem. Jednak był w szpitalu w czasie Bastogne i nie domagał się powrotu na linię tak jak pozostali, dlatego jego ponowne przyjęcie z powrotem do "Bractwa" było długie i pełne zgrzytów.

Heh, szorstka zgraja!

Ale takie są fakty... Istnieje niepisana zasada stadna, że faceci opierają się na tym, kto jest obecny "tu i teraz" kiedy coś się dzieje, a kto nie. Dla przykładu – pomimo że rozegrałem 78 meczy rugby w jedenastu aktywnych sezonach, wiem że musiałbym zacząć zupełnie od początku aby zdobyć szacunek na treningach, gdybym chciał wrócić do gry. Analogicznie zauważyłem, że kiedy pojawiam się na rekonstrukcjach Wojny Secesyjnej ubrany w moje codzienne ciuchy, zawsze pojawia się jakaś niewypowiedziana bariera między mną i moimi ludźmi, pocącymi się obficie w wełnach. Kiedy w tym siedzisz, po prostu siedzisz i wiesz o tym. Jeśli jesteś poza, to też to czujesz.

Kompania BraciJedno jest pewne: każdy myślący człowiek, który to oglądał, albo doszukiwał się informacji przez co przeszli prawdziwi żołnierze, będzie wahał się w przyjmowaniu wzniosłych określeń samego siebie. Znamienne, że sam major Dick Winters, niekwestionowany Amerykański bohater jeśli kiedykolwiek ktoś nim był, powiedział do swojego wnuka spytany o doświadczenia II Wojny Światowej, że choć sam nie był bohaterem, był w kompanii bohaterów. Czy jest to absolutny brak szczerości wobec siebie, czy po prostu skromność, tego nie wiem.

Niezależnie czy aktor bierze udział w obozie szkoleniowym dla siebie, czy zostają do tego nakłonieni lub nawet zmuszeni, zauważyłem że nabyli pewne cechy, jakie zyskują ludzie spędzający razem jakiś czas przy zwykłych rodzajach aktywności fizycznej. Innymi słowy, daje się u nich wychwycić łatwość dostosowania do warunków, jaką często widuję w czasie rekonstrukcji, albo wśród graczy w klubie rugby. Pamiętam jak raz w czasie imprezy historycznej zwykłe siedzenie na bali słomy wyglądało bardziej realistycznie tylko dzięki temu, że ja i kolega opieraliśmy się o siebie plecami dla większej wygody. Jamees Michener napisał kiedyś, że "Poczucie przynależności jest jednym z wielkim darów, jakie otrzymują ludzie w bitwie". To właśnie uczyniło "Kompanię Braci" kompanią braci, a dzięki temu krótkiemu obozowi aktorzy dostali tego odrobinę. Przynajmniej tyle, aby zagrać przekonywująco. Oczywiście prawdziwe braterstwo między facetami jest łatwiejsze do wytworzenia w walce, rekonstrukcji, albo na boisku rugby, niż w Ameryce Korporacyjnej, gdzie "praca zespołowa" jest zwykle zesztywniała i nienaturalna.

Aktor, rekonstuktor i Marine w jednej osobie pojawił się w "Kompanii Braci" - Dale Dye. Ten Marine wcielił się w filmie w pułkownika Sink'a. Wydaje się on tak samo autentycznym wojakiem, jak R. Lee Ermey przypominał kaprala w "Full Metal Jacket". Powód jest jeden – oni naprawdę robili takie rzeczy w swoim życiu. Dla przyjemniejszego czytania zamieszczam poniżej artykuł, jaki znalazłem na stronie https://usmilitary.about.com Autor nie jest podany, dlatego przypuszczam, że jest to tekst publicysty HBO. Pełen jest aluzji do rekonstrukcji historycznej, pomimo faktu, że autor nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.

[na drugą i ostatnią część artykułu Jonah'a Begone zapraszamy do nas już za tydzień – redakcja reenacting.eu]

STRONA WWW JONAH'a BEGONE

 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »